Nie wiadomo, co by było, gdyby w porę nie zareagowała. I gdyby dała się przekonać, że to nie jest żaden nałóg, tylko takie wybryki od czasu do czasu.
Kiedy go poznała, nie podejrzewała, że ma problem, byli młodzi, zakochała się. Z roku na rok sytuacja się pogarszała. Gdy był trzeźwy obiecywał poprawę, ale kiedy wypił, awanturował się, zaczepiał sąsiadów, zachowywał się agresywnie. Wiele razy groziła, że od niego odejdzie, ale on wyczuł, że ona jest za słaba i nie odważy się. Miał rację. Mimo wszystko zależało jej na nim i wciąż liczyła, że się zmieni. Albo tłumaczyła sobie, że on taki nie jest, tylko nałóg. Jednak wciąż odkładała decyzję o ślubie i dzieciach, bo nie chciała, żeby miały wiecznie zapijaczonego ojca. Szukała różnych rozwiązań, radziła się obcych ludzi w internecie, bo z bliskimi wstydziła się o tym rozmawiać. Nie miała pojęcia, że jest współuzależniona, że czuje wstyd za kogoś. Pewnego dnia przypadkowo znalazła ulotkę, na której było napisane: „leczenie uzależnień Poznań, terapia uzależnień”, z której dowiedziała się o ośrodku. To było miejsce w sam raz na niego. Musiała go tylko przekonać. Przy pierwszej próbie rozmowy, oburzył się, wstał od stołu, przy którym akurat jedli obiad i… poszedł do knajpy. Wrócił nad ranem, kompletnie pijany. Postawiła sprawę na ostrzu noża, albo terapia, albo ona odchodzi. Tym razem wyczuł, że ona nie żartuje. I nie żartowała, była zdeterminowana. Wyobraziła sobie swoje życie jako wieczne oczekiwanie na coś, co być może się nigdy nie wydarzy, więc zdecydowała, że jak teraz się ugnie, to już będzie wiecznie nieszczęśliwa. Poskutkowało.