Historia starego wilka morskiego

Bogdan był emerytowanym marynarzem, który na starość osiadł w Warszawie, gdzie mieszkał obok kliniki „Warszawa esperal”. Mężczyzna czuł odrazę do samego siebie. Przez całe życie szydził ze szczurów lądowych, które nie potrafią nawet zawiązać solidnego węzła. Jak na ironię sam znalazł się w miejscu, które było oddalone o kilkaset kilometrów od morza. Często stawał na moście Poniatowskiego i spoglądał na Wisłę, wizualizując sobie stare, dobre czasy. Czasem schodził na dół do młodzieży, która bawiła się na tzw. przyrzecznych „schodkach”. Te chwile przypominały mu imprezy, które odbywały się, gdy jego łajba przybijała do nadmorskich miejscowości. Do klimatu Tortugi było daleko, brakowało nawet porządnego rumu. Niestety nie można było liczyć na nic więcej.

Wiecznie młody

Mężczyzna świetnie dogadywał się z ludźmi, którzy byli w wieku jego wnuków. Był bardzo wyluzowany, więc z łatwością znajdował wspólny język z młodzieżą. Zawsze wychodził na miasto sam. Dopiero na miejscu znajdował sobie towarzyszy i spędzał z nimi całą noc. Z pozoru jego postawa wydawała się niewinna, a nawet wywoływała uśmiech na twarzy. Codzienne życie nie było jednak tak różowe. Bogdan wracał do domu nad ranem i słaniał się na nogach. Zazwyczaj bardzo hałasował podczas powrotów. Wnuki niejednokrotnie znajdowały go leżącego na ziemi w korytarzu, ale jeszcze nie rozumiały dlaczego dziadek jest w takim stanie. Rodzina bardzo cierpiała z tego powodu.

Propozycja nie do odrzucenia

Pewnego dnia Bogdan spacerował brzegiem Wisły. Tuż obok niego wypłynęła butelka, w której ukryty był list. Nadawcą wiadomości okazał się Henryk, który był bosmanem na tej samej łajbie. Mężczyzna był w podobnym stanie psychicznym. Kompletnie nie odnajdywał się w normalnym życiu i tęsknił za morzami i oceanami. Pragnął jeszcze raz wypłynąć na szerokie wody i już nigdy nie wrócić. Samodzielnie zbudował tratwę z odpadów, które znalazł na okolicznym wysypisku śmieci. Na końcu listu pozostawił swój numer telefonu dla zainteresowanych. Bogdan nie wahał się. Od razu zadzwonił do starego druha. Wspólnie ustalili, że dwóch doświadczonych marynarzy w zupełności wystarczy, więc nie muszą szukać kolejnych rekrutów. Postanowili wypłynąć w kolejnym tygodniu. Mężczyzna wrócił do domu i podzielił się swoją rodziną. Wtedy wydarzyło się coś, czego absolutnie nie mógł się spodziewać. Rodzina nigdy nie traktowała go poważnie. Teraz wnuki były kompletnie rozbite wiadomością o rozstaniu z dziadkiem. Mężczyzna był poruszony. Zadzwonił do Henryka i oświadczył, że musi zrezygnować z ich wspólnych planów. Postanowił też udać się na terapię i przezwyciężyć uzależnienie od alkoholu.